.

.

poniedziałek, 14 marca 2016

Prolog

Początek



Mała Frisk siedziała cichutko w zaroślach i ledwie powstrzymywała chichot. Już od dobrej godziny bawiła się z Toriel w chowanego, a potworzyca ani razu jej nie znalazła. Co z tego, że Frisk co jakiś czas zmieniała swoją kryjówkę, miała zaledwie pięć lat więc miała do tego całkowite prawo. Ale poza tą zabawą kryło się coś jeszcze. Mogła spotykać się z Floweym. Poznała go całkiem niedawno, może z kilka tygodni temu, i chciała przedstawić go Toriel ale kwiatek poprosił by ich znajomość pozostała w sekrecie. I tak też było. Frisk ani słowem nie wspomniała Toriel o swojej znajomości z mówiącym kwiatkiem. A był to naprawdę wielki wyczyn bowiem dzieci z natury mówią wszystkim o wszystkim więc nie było mowy o jakichkolwiek tajemnicach. Ale Frisk była wyjątkowa. Jej umysł rozwijał się szybciej niż przeciętnego ludzkiego dziecka. W końcu była uczona przez Toriel – najlepszą nauczycielkę jaką mogła mieć. Ba, najwspanialszą mamą. Nie pamiętała swojej prawdziwej więc uznała za nią Toriel i chciała by tak zostało. W każdym razie – po krótkiej zabawie z Floweym w końcu pozwoliła by potworzyca ją znalazła.
   -   Frisk! Co ja z tobą mam… Mogłabyś dać mi czasem trochę forów maleńka.   -   Powiedziała z rozbawieniem.
Dziewczynka zaśmiała się wesoło kiedy Tori wzięła ją na ręce i przytuliła. Oczywiście odwzajemniła uścisk. Uwielbiała się do niej przytulać. Była taka duża, ciepła i miękka w dotyku! Frisk też chciałaby mieć takie futerko ale po lekcjach jakie udzieliła jej potworzyca wiedziała, że nie było to niestety możliwe. A szkoda. Naprawdę chciała mieć takie futerko. Po powrocie do domu Toriel jak zwykle upiekła ciasto tofi-cynamon. Frisk zawsze smakowały jej wypieki przez co ciasta, które upiekła znikały w ciągu dwóch, góra trzech dni. A wieczorem układała dziewczynkę do snu i czytała jej bajki na dobranoc dzięki czemu Frisk zawsze szybko zasypiała. Następnego ranka zrobiła jednak coś co robiła zawsze gdy Toriel udawała się by coś załatwić. Brunetka pomaszerowała schodami na dół do „piwnicy” po czym pomaszerowała do wielkich kamiennych drzwi, które były jej celem. Toriel pozwoliła jej tu przychodzić ale prosiła by nigdy ich nie otwierała ponieważ mogło być to niebezpieczne. A Frisk była grzeczną dziewczynką więc słuchała poleceń swojej mamy. Chociaż nie raz miała ochotę otworzyć te wrota. Dlaczego? Ponieważ zawsze kiedy przychodziła był ktoś kto znajdował się po drugiej stronie. Zawsze ćwiczył sobie żarty z cyklu „puk, puk”. Zawsze rozbawiały one Frisk ale dzielnie zachowywała milczenie. Nie wiedziała od jak dawna nieznajomy przychodził do tych drzwi, po prostu już tu był kiedy pierwszy raz do nich przyszła. Pozostawała biernym słuchaczem… Ale tym razem postanowiła to zmienić. W końcu takie opowiadanie żartów samemu sobie nie jest za bardzo zabawne. Dlatego kiedy tym razem usłyszała już dobrze znajome „puk, puk” nie zawahała się ani przez chwilę.
   -   Kto tam?   -   Zapytała wesoło i z ciekawością.
Nagle zapanowała cisza. Aż się przestraszyła, że może jednak źle zrobiła odzywając się. W końcu była za mała by domyślić się, że osoba z drugiej strony mogła być po prostu chwilowo zaskoczona. Szybko się jednak uspokoiła kiedy nieznajomy ponownie się odezwał.
   -   Dishes.
   -   Dishes who?
   -   Dishes very bad joke*.
Oczywiście Frisk się roześmiała. Ten żart naprawdę się jej spodobał. Później dalej bawili się w „puk, puk” do momentu aż Frisk musiała już iść. Zanim się pożegnała zapytała czy nieznajomy przyjdzie też jutro. Kiedy powiedział, że tak rozpromieniła się. I tak ta znajomość trwała przez kolejne dni aż w końcu Frisk przyprowadziła ze sobą Toriel. Obie śmiały się z żartów nieznajomego i po jego głosie można było odgadnąć, że jest bardzo zadowolony ze swojej małej „widowni”. Oczywiście poza żartami dużo ze sobą rozmawiali. Co prawda, żadne z nich nie zdradziło swoich imion, tylko Frisk nazywała Toriel mamą, ale się tym nie przejmowali. Za to nieznajomy opowiadał dużo o swoim młodszym bracie – Papyrusie -  i opowiadał jaki to z niego najfajniejszy brat na świecie. I czas leciał dalej. Czasem przychodziły do drzwi obie, a czasem pojedynczo. Tak minęły trzy lata i Frisk skończyła w końcu osiem lat. Sama zaczęła wymyślać różne dowcipy by podzielić się nimi z Osobą Zza Drzwi. Tego dnia Toriel miała naprawdę dużo zajęć przez co miało jej nie być przez dobre kilka godzin. Natomiast Frisk postanowiła zrobić kolejny „krok naprzód”. Jak zwykle zaczęło się niepozornie – opowiadali sobie żarty. Zaczęła wcielać swój plan w życie kiedy na chwilę zapadła cisza.
   -   Hej… Odsuniesz się na chwilę od drzwi?   -   Zapytała.
Sama siedziała na ziemi opierając się o nie plecami więc nieznajomy zapewne robił to samo. Zaskoczyła go ta prośba tak samo jak to gdy trzy lata temu po raz pierwszy się do niego odezwała.
   -   Jasne… Ale po co?   -   Odpowiedział.
Kiedy tylko usłyszała jak wstaje i odchodzi parę kroków – również wstała. Odetchnęła bezgłośnie po czym złapała za wielką klamkę i… Otworzyła wrota. Do środka wpadło dużo, rażącego po oczach, światła. Po tym zobaczyła też śnieg o, którym opowiadał jej nieznajomy. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do panującej bieli w końcu go zobaczyła. Był prawie tak samo niski jak ona ale jednak wyższy. Sięgała mu może do ramienia. Co ciekawsze – był on szkieletem. I w tym momencie miał naprawdę zabawną minę kiedy ją zobaczył. Wyszczerzyła się do niego po czym stanęła na progu przejścia i wyciągnęła do niego rękę.
   -   Cześć! Jestem Frisk!   -   Zawołała wesoło.
Po chwili również i nieznajomy się uśmiechnął. Uścisnął jej rękę i też się przedstawił. Już wtedy wiedziała, że zapamięta sobie jego imię na całe życie. Bardzo do niego pasowało. „Sans”.



 *Po polsku dobrze by to nie zabrzmiało więc zostawiłam oryginalną wersję ^^
Tłumaczenie:   - Naczynia.
-  Naczynia kto?
- Naczynia bardzo zły żart.

Bez sensu xd A tak to „Dishes” brzmi jak „This is” i trzyma się kupy xD

Underlove Postacie

Frisk



Toriel



Flowey



Sans & Papyrus



Undyne



Alphys



Mattaton



Asgore



Gaster